poniedziałek, 25 października 2010

Barwy jesieni

Debiut zdjęć plenerowych - okolice śmietnika w sam raz nadają się na nastrojową fotkę. Zestaw w kolorach jesiennych - od beżów (bawełniana marynarka), poprzez zgaszony pomarańcz (bluza) aż do ciemnych brązów (lekko wpadające w szarości sztruksy oraz brązowe, niejednolite buty). Całość ożywiona błękitną koszulą i krawatem w drobne łezki, również w stosownej kolorystyce. Parasol z Oszołoma dożywa swych chwil - aktualnie rozglądam się za czymś bardziej solidnym.


Kilka słów komentarza: pomysł z bluzą nakładaną na koszulę z krawatem, a pod marynarką, zaczerpnąłem z jakiejś wystawy sklepowej włoskiego sklepu (propozycja na włoską zimę?). Lepsza byłaby bardziej elegancka bluza, z usztywnianym kołnierzem, często zapinanym na suwak i guziki jednocześnie. Tego typu bardzo ładne bluzy firmy Claudio Campione można na przykład kupić w Royal Collection, cena waha się w okolicach pięciuset złotych - jednak ostatnio czuję się nie najgorzej, więc do zakupu za tę cenę mi nie śpieszno. Problemem może być fakt, że przy grubszej bluzie marynarka praktycznie musi być przynajmniej o pół rozmiaru większa od bardzo dobrze dopasowanej; w dodatku bluza pogrubia sylwetkę i ewentualne taliowanie "znika". Ale jest cieplej - coś za coś.

PS. Kluczyki załapały się na zdjęciu przypadkowo i nie są elementem "stylizacji".

poniedziałek, 18 października 2010

Green Clooney

Na wstępie pozwolę sobie zacytować Dylana Jonesa z opisywanego już poradnika "Jak nosić krawat":

"Nigdy nie popełnisz błędu, mając na sobie granatową jednorzędową marynarkę, i nigdy nie powinieneś się dać bez niej przyłapać. […] Tak naprawdę możesz wejść do eleganckiego hotelu, wyglądając jak kloszard – nieogolony, w brudnych, białych dżinsach i pomiętej koszuli – lecz wystarczy, że narzucisz granatową marynarkę i od razu wyglądasz jak George Clooney. […] Uwierz mi, to działa (dlatego Clooney tak często ją nosi).”

Czy chciałbym wyglądać jak Clooney? Ho, ho. Jasne, że tak. Jeśli chodzi o wiek, niekoniecznie (jestem w końcu nieco młodszy), ale pod względem stylu - jak najbardziej. Recepta jest prosta; dlaczego by nie spróbować?

A zatem - zakładam ekscentryczne, mocno podejrzane spodnie w kolorze seledynowym, do tego białą koszulę w zielono-niebieskie paseczki i romantyczny krawat w paisleye. Teraz nakrywam ten cały biało-seledynowy bałagan granatową marynarką. Jaki jest efekt? Moim zdaniem - niezgorszy:


W tym miejscu mała dygresja. Jakiś czas temu przeglądałem na Style Forum wątek dotyczący propozycji męskich zestawów (What Are You Wearing Right Now). Natrafiłem, między innymi, na propozycje pana, który ubierał się w "kitony" - tzn. preferował ubrania z najwyższej półki, z przewagą firmy Kiton. Zestawy były porządne, choć bez specjalnego polotu; co ciekawe, na zdjęciach, poza sylwetką i zbliżeniami poszczególnych elementów, szczegółowo pokazane zostały wszystkie metki. Powiem szczerze, że się zdziwiłem (tak, raczej zdziwiłem, niż zniesmaczyłem). Może chodziło o to, żeby udowodnić, że to "prawdziwe kitony", żadna ściema z ebay-a? No - ale podróby też mają metki; bardziej przekonujący byłby certyfikat od, powiedzmy, Kiton Anti-Counterfeiting Office, że "kitony" obywatela XY są zweryfikowane pod kątem oryginalności, ocenionej na 100%.

A zatem zaznaczam, że marynarka pochodzi od znanego dizajnera. Jak bardzo znanego? Bardzo znanego. Zdjęć metek jednak nie będzie, bo nie moglibyście, Drodzy Czytelnicy, spać po nocach. W każdym razie ostrzegam, że w przypadku zastosowania innej marynarki, od mniej znanego dizajnera, efekt końcowy może być mniej udany.

Na koniec kilka słów komentarza. Biała poszetka mogłaby uczynić zestaw nieco bardziej eleganckim, ale nie jestem niewolnikiem poszetek (stawiam na krawaty). Poszetkę zakładam wtedy, gdy mam ku temu "okazję". Do noszenia jej na co dzień na razie się nie przekonałem - ściślej mówiąc, moje zdanie jest takie, że poszetka będzie zawsze dobrym uzupełnieniem w zestawach zdecydowanie nieformalnych, jednak w przypadku zestawów bardziej eleganckich dodatkowo tę elegancję podkreśli, co może być niepożądane.

Spodnie (dżins) mają podwyższany stan, co powoduje, że bardzo wygodnie się je nosi. Nic się nie zsuwa, nic nie trzeba poprawiać. Pomimo bardzo wąskiej u dołu nogawki (17 cm), są wystarczająco szerokie w udach i kolanach. Można powiedzieć - jakby szyte na mnie. Myślę, że wysoki stan i wąska nogawka zdradza ich rodowód (ekscentryczny, bardzo prestiżowy, włoski dizajner; zdjęć metek brak). Spodnie w tym kolorze budzą w polskich realiach prawdziwą sensację, co również warto mieć na uwadze.

Paisley (łezka) jest jednym z moich ulubionych wzorów krawata, praktycznie niezależnie od rozmiaru i koloru. Krawat (Atlas Design) jest gruby, mięsisty, lekko błyszczący; moim zdaniem - bardzo ładny.

Na koniec - zestaw ilustruje moje stanowisko w temacie ubierania się w zielenie. Ciemne, butelkowe, zgniłe zielenie uważam za kolory "trudne" i zdradliwe (już gdzieś pisałem, że dojrzałe kobiety powinny unikać takich kolorów blisko twarzy - dają niezdrową poświatę). Z zieleniami jasnymi, radosnymi, eksperymentować można bez większych oporów.

poniedziałek, 11 października 2010

Rage Age

Jakiś czas temu przez polską "modową" blogosferę przetoczyły się informacje o jesienno-zimowej kolekcji firmy Rage Age. Informacje w zasadzie polegały na zamieszczeniu pięknie wystylizowanych zdjęć, inspirowanych klimatem carskiej Rosji. Ja jednak byłem nieco rozczarowany - zdjęcia zdjęciami, ale wpisy byłyby ciekawsze, gdyby autorzy spróbowali obejrzeć kolekcję na żywo i coś więcej o niej napisać.

Od czasu premiery byłem dwukrotnie w salonie RA w Arkadii (Warszawa) - od razu dodam, że wkrótce otworzy się kolejna placówka w Galerii Mokotów. Po pierwszej wizycie napisałem w komentarzu na blogu Mr.Vintage:

Zdjęcia piękne. Zwraca również uwagę męski model - zamiast często spotykanych na wybiegach gogusiów-lalusiów.

Jednak sama kolekcja "na żywo" budzi u mnie uczucia ambiwaletne. Byłem przypadkiem dwa dni temu w salonie RA. Akurat byli w trakcie wymiany kolekcji; nie wiem zatem, co dokładnie było już z nowej. Ale do rzeczy. Kurtki i płaszcze - czego na zdjęciach dobrze nie widać - są "wyposażone" w mnóstwo klamerek, sprączek, pasków, guziczków i zapinek. Nie każdemu to odpowiada. Mierzyłem jedną marynarkę, która mi się spodobała (stosunkowo "najspokojniejsza" z dostępnych, choć ciągle ekstrawagancka i zwracająca uwagę) - gruba bawełna w wypukłą czarno-szarą szachownicę; piękne guziki z rogu bawolego, z metalowym obramowaniem, oczywiście odpinane, dziurki doskonale wykończone (zgięcia materiału, nie typowe obszycia). Jakość wykonania - na oko - bardzo wysoka. Cena, niestety, również - 1800 zł za marynarkę w zasadzie jedynie na imprezy. Bardzo (bardzo!) taliowana. Nie dla każdego.

Z drugiej strony - na manekinie widziałem owe bryczesy (chyba z pierwszego zdjęcia) - fatalne. Bardzo slim, na dole jak obcisły dres, kieszenie z przodu, "na jajkach", obniżony krok sprawiający wrażenie, że coś się tam, za przeproszeniem, nosi. Na zdjęciu tego nie widać.

Jest to mocno lanserski styl, głównie na imprezy bądź dla ludzi zawodowo znajdujących się w świetle jupiterów. Ja, osobiście, wolę spokojną klasykę.

 

Przy okazji drugiej wizyty nieco więcej popatrzyłem, porozmawiałem z obsługą oraz - za przeproszeniem - pomacałem. Poniżej opisuję wrażenia.

Pierwsze wrażenie było takie, że marka nie jest (przestała być?) aż tak awangardowa. Marynarki sprawiały wrażenie dość klasycznych; zwracały uwagę wyszukanymi materiałami (aksamity w nietypowych kolorach, wspomniana powyżej gruba bawełna tkana w cieniutką, wypukłą, szaro-czarną szachownicę), kolorami (niebieski, fioletowy aksamit) oraz wyszukanym wykończeniem. Wszystkie miały dodatkową kieszonkę biletową po prawej stronie (prawej ręce właściciela); dominowały klasyczne kieszenie typu "klapka". Wspomniane powyżej wykończenie dziurek w rękawach (oprócz jednego modelu we wszystkich innych guziki były rozpinane) przypominało nieco otwór na monety - dziurki nie były obszyte; zostały utworzone przez zgięcia (krawędzie) materiału. Wyglądało to bardzo oryginalnie i schludnie. Guziki piękne, ale... w kilku modelach na przednich guzikach wyraźnie widać było logo firmy. Dla mnie taka "reklama" jest absolutnie nie do przyjęcia. Gdybym chciał nabyć taką marynarkę, zdecydowanie zażądałbym wymiany guzików. Marynarki są mocno taliowane - sam jestem dość szczupły, mam więc porównanie ze standardową ofertą rynkową. Ceny - od około 1500 zł (taniej ciężko coś nabyć).

Koszule. Od obsługi dowiedziałem się, że szyte są z tych samych materiałów, które wykorzystuje Giorgio Armani. Nie mam powodów nie wierzyć - na materiałach się nie znam, ale piękna, różowo-fioletowa koszula w dotyku przypominała jedwab (bardzo delikatny, nieco śliski materiał, bardzo różny od "typowej" bawełny na koszulę). Jeśli chodzi o krój, cechą charakterystyczną są przednie guziki umieszczone parami - pomiędzy dwoma kolejnymi jest nieco większy odstęp itp. Ceny - w granicach 450 zł.

Płaszcze i kurtki - ten element garderoby miał zdecydowanie najbardziej "awangardowy" rys - dwurzędowe, oryginalne zapięcia, sporo "detali" (zapinki, klamerki, sprzączki itp.), styl zdecydowanie zwracający uwagę, ale nie przeszarżowany. Znaczy się, mógłbym coś takiego kupić i nosić, ale raczej nie na co dzień.

Tak na marginesie, fatalne bryczesy zniknęły z manekina - zostały zastąpione dość klasycznym zestawem ze zwężanymi (ale bez przesady) spodniami. Garnitury, które obejrzałem dość pobieżnie, również wyglądały klasycznie (nadużywam słowa "klasycznie", ale chyba najlepiej oddaje moje odczucia). Nie starczyło mi jednak asertywności, aby przymierzyć.

Podsumowując: na pewno podtrzymuję swoją opinię o tym, że jest to marka "lanserska" - dla ludzi młodych bądź chcących wyglądać na młodych (Krzysio Ibisz - to drobna złośliwość w stosunku do Krzysia, nie marki RA), lubiących się wyróżniać i zwracać na siebie uwagę (mam na myśli celebrytów - dla "zwykłych" ludzi są to ubrania w zasadzie jedynie na imprezę) oraz... szczupłych (praktycznie wszystko jest mocno taliowane). W porównaniu do kolekcji wiosenno-letniej, jak mi się wydaje, można jednak zauważyć lekki trend w kierunku klasyki - marynarki są mniej szokujące, jakby nieco ugrzecznione (oczywiście opieram się na tym, co widziałem; całej kolekcji nie znam). Z drugiej strony - materiały i jakość wykonania są - na ile to potrafię ocenić - bardzo wysokie; to praktycznie najwyższa półka, jeśli chodzi o firmy odzieżowe. Poziom cen porównywalny jest ze sklepem Emporio Armani czy sąsiednim Hugo Bossem (HB jest nieco tańszy), choć tych sklepów nie odwiedzałem już dość dawno (głównie ze względu na obsługę - niby super uprzejmą i pomocną, ale w jakiś taki subtelny sposób patrzącą na ręce i narzucającą się).

==================================================================================

W przygotowaniu: nowy cykl. Świat krawatów według...

poniedziałek, 4 października 2010

Szarości

Klasyczny zestaw, oparty na szarościach. Ciemnoszara/grafitowa marynarka (fachowa nazwa: marengo) zestawiona ze znaną już białą koszulą w jasnoszare paski (koszul mam więcej niż dwie, ale ta akurat mi dobrze podpasowała do koncepcji) i stalowymi spodniami. Do tego czarne, klasyczne buty i czarny pasek.

Jedynym elementem, którego kolor nie należy do odcieni szarości, są wyszywane na krawacie biedronki w kolorze zgaszonego pomarańczu. Ten niepozorny krawat wyszedł z pracowni kultowej firmy Leonard, bardziej znanej z kontrastowych wzorów balansujących na cienkiej granicy pomiędzy arcydziełem i kiczem (będzie jeszcze okazja o tym napisać). Ten egzemplarz akurat zupełnie nie przypomina swoich bardziej typowych "kuzynów" - spokojna kolorystyka i wzór z delikatnym przymrużeniem oka.


Z góry przepraszam za jakość zdjęć - są kiepskie; robiło się już ciemno. Rzeczywiste kolory najlepiej oddaje zdjęcie środkowe; na lewym niewiele widać, a prawe jest rozjaśnione. Wciąż ekperymentuję z odpowiednimi pozami i ustawieniami aparatu.