poniedziałek, 27 września 2010

Black & White

Kolejna "niedzielna" propozycja.



W "roli głównej" bardzo ładny krawat firmy Altea. Podobnie jak w poprzednim zestawie, granatowa poszetka stanowi jedynie dyskretne dopełnienie. Biała, bawełniana marynarka w delikatne ciemniejsze prążki zestawiona jest z czarną koszulą (tym razem w nieco jaśniejsze prążki) oraz czarnymi, bawełnianymi spodniami.

Lubię wyraźny kontrast pomiędzy kolorem marynarki i koszuli. Prezentowana na zdjęciu marynarka - mimo, że nie jest wyrafinowana jakościowo - pasuje do wielu zestawów kolorystycznych i chętnie ją zakładam.

Ze zdjęć nie jestem do końca zadowolony; rękawy marynarki nadają się do skrócenia (ale już je skracałem! - wydaje się, że - podobnie jak z właściwą długością spodni - jest to porażająco trudny temat). Nawiasem mówiąc, spodnie też wydają się nieco za długie. No cóż; przynajmniej mogę się pocieszać, że lepsze są za długie, niż za krótkie (zgodnie z przysłowiem: łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić), ale na pewno coś trzeba tu będzie poprawić.

środa, 22 września 2010

Jak zawiązać buty pokładowe (oczywiście, że robiłeś to źle)

Jakiś czas temu w Sieci wpadła mi w oko tytuł napisanej przez Dylana Jonesa ("brytyjskiego eksperta od męskich problemów", jak głosi obwoluta) książki - "Jak nosić krawat". Myślałem, że rzecz będzie głównie o modzie, nabyłem więc na Allegro egzemplarz w okazyjnej cenie. Jak się okazało, jest to "kompletny" poradnik dla mężczyzny, omawiający w zasadzie wszystkie istotne w męskim życiu tematy - od inwestowania na giełdzie po zasady savoir vivre. Do tego typu poradników "all in one" podchodzę z rezerwą, ale ten wygląda całkiem sensownie, a porady w zakresie szczególnie mnie interesującym - mody i stylu, dobrych manier oraz stosunków damsko-męskich (m.in. jak poderwać i jak rozstać się z kobietą) wyglądają sensownie i zgodnie z innymi, dobrymi źródłami. Książka napisana jest z werwą, poczuciem humoru (momentami nieco hermetycznym - odnosi się do angielskich realiów - postaci i wydarzeń), czyta się ją zatem gładko i z przyjemnością. Próbka stylu:

"Pod żadnym pozorem nie wolno ci nosić na pokładzie skarpetek; jeśli to zrobisz, na zawsze przylgnie do ciebie etykietka głupka (na dodatek głupka na pokładzie)."

albo:

[o zamawianiu garnituru] "Wybieraj materiał dobrej jakości w spokojnym kolorze. Nie daj się ponieść fantazji - nie chcesz, żeby przyjaciele pytali, czy dorabiasz po godzinach jako alfons."

Sporą część książki Jones poświęca kwestiom mody i - trzeba przyznać - jego porady wyglądają rozsądnie i zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami. Ubiera się zresztą na Savile Row u Richarda Jamesa; nie jest zatem amatorem. Moją uwagę przykuł podrozdział zatytułowany tak, jak ten wpis - jak prawidłowo zawiązać buty pokładowe (ang. boat shoes, deck shoes)? Oto, co ma do powiedzenia autor (który, jak sam twierdzi, przepłynął Atlantyk, więc w tych sprawach również zdaje się, że wie, co mówi):

"[...] Jednak wszyscy na suchym lądzie i większość osób noszących je na pokładzie nie nosi ich jak należy. Sznurówka biegnąca wokół buta nie jest bowiem tylko dekoracyjnym dodatkiem, lecz integralną częścią buta. Wiążąc buty pokładowe, musisz przesunąć sznurówkę po obu bokach, zanim zawiążesz tradycyjnie na środku. A robi się to po to, aby but mocno trzymał się na nodze, a ty na łodzi. Zostałeś ostrzeżony."

A zatem - jak należy je wiązać? O tak:



Dodam tylko, że ma to uzasadnienie praktyczne. W posiadanych przeze mnie butach (swoją drogą, ciekawa kombinacja - granatowy zamsz z brązową skórą gładką - sprawia, że buty pasują do niebieskiego i do brązów) faktycznie rzemień stanowi jedność. Jednak w innych oglądanych przeze mnie przed zakupem butach tak nie było - często "reling" wokół buta nie miał połączenia ze "sznurówką", bądź też, z uwagi na spore opory, nie można było rzemienia porządnie zaciągnąć.

Na zakończenie - zdjęcia detali z poprzedniego wpisu (postanowiłem wpisów nie modyfikować - chyba, ze chodzi o literówkę lub błąd językowy - gdyż komentarze przestałyby być aktualne):


poniedziałek, 20 września 2010

Niedziela

Niedziela jest dniem wyjątkowym - dlatego warto zadać sobie nieco więcej trudu, niż zazwyczaj.


Beżowa marynarka zestawiona jest z dżinsowymi spodniami w kolorze kości słoniowej, do tego biała koszula w szare paski (przetykana błyszczącą nitką) oraz ciemnobrązowe, zamszowe buty o klasycznym wzorze. Wszystkich, którym krawat wydaje się zanadto ekstrawagancki, informuję, że mam słabość do wzorzystych krawatów - nie zawsze zakładam aż tak wzorzysty, ale niedziela, jak już wspomniałem, wybór ten całkowicie usprawiedliwia. Ponadto - moim zdaniem - krawat dobrze "ożywia" cały, dość spokojny zestaw; szara poszetka stanowi jedynie dyskretne dopełnienie.

Na pierwszym zdjęciu marynarka dziwnie się gniecie - jest to spowodowane faktem, że - próbując zasłonić twarz (na razie pragnę zachować moją - skądininąd sympatyczną - facjatę - anonimową) i pochylając się do przodu - złamałem sylwetkę; w rzeczywistości leży całkiem dobrze. Zresztą zdjęcia - jak na pierwszy raz - są chyba niezłe.

Kapelusza na co dzień nie noszę, jest to "element maskujący", choć - nie powiem - podoba mi się, być może zmienię zdanie.

Credo

Parę lat temu byłem normalnym facetem - ubierałem się w dżinsy i co popadnie (czyli koszulkę i buty; mam nadzieję, że koszulki były zawsze wyprasowane, a buty czyste, ale nie sięgam tak daleko pamięcią). W pewnym momencie jednak, na skutek pewnego splotu różnych okoliczności, zacząłem dostrzegać inny świat - świat klasycznej, męskiej elegancji, że tak to górnolotnie ujmę - no i wciągnęło mnie. Zassało i już.

Ze względu na różne uwarunkowania (głównie natury finansowej), ubieram się w  outletach,  na wyprzedażach i w Internecie (Allegro :-) ) - na full bespoke mnie nie stać, podobnie nie stać mnie na ubrania z najwyższej półki. Pragnę jednak pokazać, że na "niższej półce" również można porządnie wyglądać.

Chciałbym, aby sposób, w jaki się ubieram, skłaniał ludzi do uśmiechu (kobiety do wyjątkowo pięknego uśmiechu) - oczywiście nie chodzi mi o uśmiech politowania czy zażenowania, ani o rechot widza w cyrku, ale o uśmiech wyrażający sympatię. Moim celem nie jest zatem nienaganna, ale sztywna elegancja prezesa banku - prezesem banku zresztą pewnie nie będę (nie udzielam się politycznie) - ale elegancja w typie mniej formalnym, nieco z przymrużeniem oka. W końcu te całe przebieranki, chusteczki i inne szmatki są tak rozczulająco niemęskie.

Na pewno nie uważam się za ikonę mody i stylu. Dla mnie jest to wciąż dziedzina bardzo nowa, bardzo świeża; z pewnym zaskoczeniem odkrywam, jak bardzo jest obszerna. Staram się uczyć - czytać i eksperymentować - aby ubierać się dobrze i unikać wpadek (albo, przynajmniej, być świadomym łamania konwencji). Z drugiej strony, jestem daleki od pedantyzmu - liczenia fałdek na spodniach itp. Być może po prostu jeszcze jestem daleki od pedantyzmu; w sumie - wymagania rosną.

Dlaczego zdecydowałem się na założenie bloga? Być może jest to jakieś ujście dla nutki ekshibicjonizmu; myślę jednak, że śledząc inne blogi i komentując (czasami krytykując) czyjeś propozycje, jest fair, jeśli się pokaże własne pomysły i przyjmie na klatę ewentualną krytykę.

Zapraszam.