Dwurzędówka... Dla mnie to Święty Graal marynarek. Obecnie praktycznie nikt nie chodzi w dwurzędówkach (widać nieco dwurzędowych płaszczy i kurtek), pewnie uznawane są za "dziadkowe", a według mnie mężczyzna - o ile ma w miarę atrakcyjną sylwetkę - w dobrze dopasowanej dwurzędówce wyglądać będzie absolutnie wyjątkowo, trochę jak w mundurze; męsko i stylowo. W moim przypadku miłość do dwurzędówek pozostawała jednak nieodwzajemniona - mam kilka ezgemplarzy, jeden nawet pokazywałem jakiś czas temu na blogu, ale z żadnego nie jestem zadowolony. Zawsze po kolejnej porażce postanawiam dać już sobie spokój (widocznie dwurzędówka nie dla mnie), po pewnym czasie zmieniam jednak zdanie i próbuję ponownie.
Na ten sezon wiosenno-letni koncern Inditex (Zara, Massimo Dutti, Pull & Bear i jeszcze pewnie z 50 innych marek) przygotował dwie (a przynajmniej o tylu wiem) dwurzędówki - jedna sygnowana marką Massimo Dutti, druga z Zary. Zastanawiałem się nad zakupem tej pierwszej, jednak stwierdziłem, że jest zbyt "casualowa" - za mało przypomina dwurzędówkę, która - według mnie - powinna wyglądać nieco jak mundur (wszystkie panny moje i te sprawy). Zwłaszcza nakładane kieszenie w dwurzędówce to, moim zdaniem, nieporozumienie. Widziałem oczywiście udane dwurzędówki z tego typu rozwiązaniem, ale jestem przekonany, że z patkami wyglądałyby jeszcze lepiej.
Udałem się zatem do Zary w celu obejrzenia tego cuda na żywo i - o ile będzie dostępny mój rozmiar - przymiarki. W pierwszym salonie tego modelu nie mieli, zatem przymierzałem inne marynarki celem zidentyfikowania rozmiarówki (liczyłem się z zakupem przez Internet). Pierwsze zderzenie z marynarkami z Zary było bolesne - marynarki zbyt szerokiej w ramionach nie mogłem zapiąć (rozumiem już, dlaczego blogerzy prowadzący blogi o młodzeżowej modzie męskiej, prezentując marynarki z Zary, noszą je nie zapięte). Nieco przybity tym faktem przemieściłem się do kolejnego, większego salonu Zary. Okazało się, że wciąż mają upatrzoną dwurzędówkę w większości rozmiarów.
Wyprzedaż trwała w najlepsze. W środku kłębił się tłum podekscytowanej młodzieży; kolejka do przymierzalni, ogonek do kasy. Patrzyłem - jak tu pięknie! Zupełnie jak w Oszołomie - tyle, że zamiast parówek z dziobów i piór indyka klienci rozchwytują buty wykonane z bliżej nieokreślonych, "ekologicznych" surowców. Obsługa - przystojni, młodzi chłopcy w czarnych slimgarniturach (z koszulami i śledzikami w kratkę, w ten sam wzór i kolor) oraz zgrabne dziewczęta w czarnych sukienkach - uwijała się jak w ukropie; rozgrzane do czerwoności terminale płatnicze odmiawiały posłuszeństwa. W całym tym zamieszaniu namierzyłem "moją" dwurzędówkę i stwierdziwszy, że leży przyzwoicie - postanowiłem nabyć. Przymierzyłem również lekką, niebieską marynarkę z grubej, miękkiej i rzadko tkanej bawełny - leżała doskonale, jakby na moją sylwetkę szyta (mogłem zapiąć), jednak była to nowa kolekcja, więc odstraszyła mnie cena (prawie cztery stówy).
Marynarka wykonana jest z lnu (60%) i bawełny, z częściową podszewką (góra pleców i rękawy) i bez konstrukcji. Jakość marynarki nie powala; zebrałem w końcu trochę rzeczy dobrych marek i różnicę widać. Jednak nie mogę zaprzeczyć, że ciuszek jest ładny i sprawił mi trochę radości (to jest chyba filozofia Zary - nieco radości za rozsądną cenę). Marynarka jest przewiewna (czuć wiatr na plecach), jednak na pogodę taką, jak w ostatnią niedzielę (upał i burze, wysoka wilgotność), nie nadaje się; wytrzymałem w niej jakieś półtorej godziny.
Uważam, że tego typu "marynarska" marynarka wygląda najlepiej z białą koszulą i białymi spodniami, ciemnymi (ale nie czarnymi) butami oraz krawatem - najlepiej granatowym. Połączenie, w którym marynarka gra "pierwsze skrzypce", a reszta stanowi harmonijne tło.