poniedziałek, 22 listopada 2010

Róże (bez kolców)

Jakiś czas temu dorwałem w outlecie widoczną na zdjęciach bluzę. Została "rzucona" na kiermasz, czyli ostatnią transzę wyprzedaży - zawierającą rzeczy, które normalnie nie mają szans się sprzedać w jakiejkolwiek cenie poza kompletną "darmówą", i leżała sobie w towarzystwie poliestrowych spodni i koszul, których nie chciałbym nawet za darmo. Z mieszanymi uczuciami wziąłem do ręki - szukałem takiej bluzy, ale ten róż! No i po założeniu pod widoczną również na zdjęciu marynarkę stwierdziłem, że już nie oddam - pomimo nawet faktu, że bluza jest o rozmiar za duża. Piękny, choć zawstydzająco niemęski kolor (bluza oczywiście jak najbardziej z kolekcji męskiej), fantastycznie komponujący się z głębokim granatem, zadecydował.




Generalnie uważam różowy za kolor niemęski. Oczywiście, wiem, że zasady dress code akceptują całkowicie różowe koszule (przynajmniej pod warunkiem, że kolor nie jest zbyt intensywny); mimo wszystko sądzę, że mężczyzna nie powinien przesadzać - rzutuje to niekorzystnie na jego wizerunek w oczach kobiety, niebezpiecznie go rozmiękczając i przesuwając w kierunku misia-pysia. Oczywiście zawodowy mistrz świata w boksie, zwłaszcza w kategorii ciężkiej, może sobie zakładać, co chce, jednak normalny facet nie powinien przesadzać - za oknami widać sporo męskich mężczyzn w czarnych skórach.


Eksperyment polegał na zestawieniu odcieni niebieskiego (głównie granat) z różami. Granatowa koszula, krawat w absolutnie najwyższym gatunku firmy Leonard (można na nią liczyć, jeśli chodzi o zestawienia tych dwóch kolorów - nawiasem mówiąc, okazało się, że mam bardzo mało krawatów w takiej kolorystyce), na wierzch bluza (tylko proszę nie pisać o dresie - niewątpliwie jest to elegancka bluza) i wreszcie marynarka oraz dyskretnie zaprezentowana poszetka. Marynarka tym razem nie "klunejowa", tylko podróba. Do tego jasnoszare (a więc nie plażowe, co najwyżej wydmowe) spodnie z cienkiej bawełny (nie jest to dżins - mają raczej fakturę płótna; spodnie są oczywiście letnie, co mi wcale nie przeszkadza), no i znane już buty.


Spodnie, jak widać, trzeba będzie nieco skrócić. Niewykluczone, że rękawy marynarki również. Zastanawiam się, czy nie jest zbyt krótka - ostatnio mierzenie marynarek jest moją obsesją, pewnie pojawi się jakiś efekt przemyśleń w postaci wpisu. Jednak "klunejowa" marynarka, ta od znanego dizajnera, leży znacznie lepiej; jest też o 2 cm dłuższa (już się przekonałem, że to całkiem spora i widoczna różnica). Znaczenie może mieć również punkt umieszczenia górnego guzika. Szkoda, że wycięcie w bluzie nie pozwala na lepszą ekspozycję krawata, ale tak to właśnie z tego typu bluzami będzie wyglądać.

6 komentarzy:

  1. Witaj Mosze,

    Kolorystyka jak dla mnie, jak najbardziej OK. Łącznie z "niemęskim" kolorem bluzy :-)

    Natomiast mam wątpliwości co do marynarki, po prostu jest moim zdaniem za porządna do takiego zestawu. Głównie chodzi o rodzaj i dobrą jakość tkaniny.
    Na stylistyczną prowokację o jeden/dwa elementy za dużo z którejś strony:
    spodnie + bluza+ buty vs. marynarka + koszula + krawat + poszetka

    czyli fifty-fifty w uproszczeniu

    pozdr.Vslv

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, całkiem ok, ale jak wspomniałeś trzeba skrócić spodnie, które niewątpliwie rzucają się w oczy i psują całość.

    pozdrawiam!>

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrazenie, ze bluza ta lepiej pasowalaby do jeansow lub chinos w wersji bez marynarki i krawata...pod spodem sportowa koszula.
    Kolor bluzy swietny, krawat tez, ale jak dla mnie, w wersji bez bluzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarze.

    @Vislav: faktycznie, byc może jest za dużo wszystkiego - ale ja bym to widział jako zestaw bez bluzy bądź bez krawata; jednak ta pierwsza kombinacja byłaby bardzo blisko "Navy Blue Clooneya", a chciałem pokazac coś wyraźnie różnego.

    @Łukasz: spodnie są już u krawcowej :) Zobaczymy.

    @Anonimowy: oczywiście tak też można - ale ja lubię krawaty; są one w pewnym stopniu przewodnim tematem bloga; od nich też zaczęło się moje zainteresowanie modą męską. Coś im jestem winny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mosze - nie jest za dużo wszystkiego, tylko jednego, lub drugiego moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Za dużo, za długie ale i tak jakoś mi przypadło do gustu.

    OdpowiedzUsuń