Rozmach akcji reklamowej, rozmach inscenizacji – nowa dyrekcja Opery Narodowej nie ustaje w wysiłkach, aby operę – przez wielu postrzeganą jako rozrywkę dla ludzi starszych i do tego nieco dziwnych – uczynić rozrywką nowoczesną i modną. Zgodnie z jej nową, dość agresywną strategią, opera ma intrygować, olśniewać, a nawet szokować; przedstawienie ma być „eventem”, czyli wydarzeniem, na którym warto bywać, które w eleganckich kręgach wypada znać. Miłośnicy opery mogą się tylko cieszyć - widać, że po latach zastoju coś „drgnęło”, że są możliwości, są pieniądze na premiery, na bajeczne inscenizacje i przede wszystkim – na angaże dla gwiazd (vide: premiera „Traviaty” z Aleksandrą Kurzak i Andrzejem Dobberem, "Elektra" z Ewą Podleś czy recital Edyty Gruberowej). Tym razem – po głośnych premierach „Traviaty” i „Wesela Figara” – Teatr Wielki wystawia mniej znaną operę Hectora Berlioza – „Trojan”.
(źródło: Teatr Wielki Opera Narodowa)
Eneida
Pomysł na operę Berlioz zaczerpnął z "Eneidy" Wergiliusza, którego był wielkim miłośnikiem. Akcja podzielona została na dwie części. Pierwsza część opisuje losy Kasandry na tle upadku Troi, druga przedstawia epizod z wędrówki Eneasza do Italii - jego wizytę u królowej Kartaginy, Dydony. Oba wątki tworzą jednak oddzielne całości; brakuje czytelnego związku (fachowo nazywając: spinającej "klamry") pomiędzy nimi. Co gorsza, konieczność zamknięcia dzieła w rozsądnych ramach czasowych spowodowała, że obie historie wydają się skrócone, jakby jedynie naszkicowane; nie zostały „wygrane” do końca, nie są „kompletne”. W drugiej części całkowicie zmienia się obsada, co utrudniło narysowanie „pełnokrwistych” postaci; widzowi ciężko jest utożsamić się z którymkolwiek z bohaterów. Z tego też powodu cała historia nie wciąga; pozostaje muzyka oraz – widowisko.
(Arię „Ô Blonde Cérès” wykonuje Roberto Alagna)
Myślę, że Berlioz uczyniłby lepiej, treść opery budując wokół jednego z epizodów. Mogła powstać opera o losach Kasandry - tragicznej wróżki, w której przepowiednie nikt nie wierzy. Mogła również powstać opera o losach miłości Dydony do tajemniczego herosa, który zjawia się niespodziewanie, by najpierw pomóc w ocaleniu miasta przed najazdem barbarzyńców, a następnie zawładnąć sercem królowej i sprawić, by ta wyrzekła się przyrzeczonej wierności zamordowanemu mężowi. Beztroskie, pełne zabaw, bali i miłości życie kończy się w momencie, kiedy Eneasz, ponaglany przez bogów i duchy przodków, chyłkiem porzuca królową, gnając ku przeznaczeniu, a zrozpaczona Dydona popełnia samobójstwo. Ileż tu możliwości, ile namiętności, ile emocji! A przecież - po załączonych fragmentach, pięknych ariach - widać (a właściwie: słychać), że Berlioz potrafił! I gdyby tak nieco lepiej wybrał materiał...
(źródło: Teatr Wielki Opera Narodowa)
Opera multimedialna
Reżyser, Carlus Padrissa, przygotował ultranowoczesne, multimedialne widowisko, przenosząc akcję w scenerię rodem z filmów science-fiction. Pałac Dydony (zdjęcie powyżej) wygląda jak ultranowoczesna baza kosmiczna, statki Eneasza przypominają promy kosmiczne (kojarzące mi się z jak przez mgłę pamiętanym serialem „Kosmos 1999”), stroje bohaterów i elementy scenografii nawiązują do „Gwiezdnych Wojen”, a najczęściej wykorzystywanym rekwizytem jest laptop. Z konia trojańskiego (pierwsze zdjęcie na samej górze) – zamiast greckich mężów – wydobywają się wirusy; upadek miasta przedstawiony jest jako krytyczna awaria systemu komputerowego. Efekty filmowe i świetlne, wyświetlane zarówno w tle sceny, jak i na dodatkowej, półprzezroczystej kurtynie, są imponujące. Momentami sama muzyka schodzi na dalszy plan; widz ma wrażenie, że uczestniczy w gigantycznym projekcie w stylu „światło i dźwięk”.
(źródło: Teatr Wielki Opera Narodowa)
Muzyka niewykorzystanych możliwości
Wspomniałem, że historia słabo wciąga, a widowisko jest imponujące; co zatem z muzyką, która przecież w operze jest najważniejsza? Moim zdaniem, „Trojanie” pokazują, że Berlioz miał duży talent. Muzyka broni się sama, jest ładna, a momentami piękna. Jeszcze raz powtórzę - wierzę, że przedkładając monumentalną epopeję nad skromniejszą, ale pełniejszą w czysto „ludzkim” sensie historię, Berlioz zaprzepaścił szansę na skomponowanie arcydzieła.
(Angela Gheorghiu i Roberto Alagna śpiewają arię „Nuit D'ivresse”)
Jeśli chodzi o wykonanie „Trojan” w Operze Narodowej, podobały mi się obie postaci pierwszoplanowe – Anna Lubańska (Dydona) i Sylvie Brunet (Kasandra); poziom reszty obsady – o ile potrafię to ocenić – był dobry, choć na przykład wykonanie pięknej arii „Ô Blonde Cérès” wyraźnie odstawało od znakomitej interpretacji Alagny. Przedstawienie na pewno warto obejrzeć – i wysłuchać – chociaż wszystkim, którzy wybierają się do opery po raz pierwszy, gorąco polecam „Traviatę” – operę absolutnie doskonałą.
Hector Berlioz, Trojanie (Les Troyens), występują: Anna Lubańska (Dydona), Sergey Semishkur (Eneasz), Sylvie Brunet (Kasandra), Teatr Wielki Opera Narodowa w Warszawie.
(źródło: Teatr Wielki Opera Narodowa)
Na przedstawienie jechałem prosto z pracy – jednak na Wisłostradzie napotkałem potężny korek; próbując go ominąć, wpakowałem się w labirynt jednokierunkowych objazdów, zakorkowanych jeszcze gorzej. W pewnym momencie stwierdziłem, że w takim tempie nie mam szans zdążyć nawet na drugi akt – podjąłem zatem męską decyzję, porzucając wehikuł w okolicach Dworca Gdańskiego i kontynuując drogę na piechotę. Ze względu na roboty drogowe na wiadukcie nad torami, forsowałem je półlegalnym obejściem przez roztopiony śnieg, błoto i budowę (cud, że nie wywaliłem się w błoto). Dotarłem w końcu do stacji metra, wysiadłem na Bankowym i z uwalanymi błotem, kompletnie przemoczonymi ulubionymi butami (czarne półbuty na skórzanej podeszwie – nie przewidywałem takich okoliczności, miałem wysiąść pod samym gmachem opery) – stawiłem się na miejscu tuż przed rozpoczęciem spektaklu, konstatując z pewnym zdziwieniem, że godzina jest właściwa, tylko dzień jakby nie ten – ściślej mówiąc, zjawiłem się o dobę za wcześnie. Następnego dnia wszystko poszło gładko i zaparkowałem tuż pod operą :)
Witaj Mosze,
OdpowiedzUsuńjako stary człowiek zaproponuję Ci przejście na lużniejszą formą i spoufalenie się z takim ramolem jak ja. Niestety, mnie się zdarza, że w przypadku niedzielnych spektakli w Wielkim przychodzę na 19., a one są 18. Ciągle mi się to myli. Pewnie to objaw starości ;)
Zaliczyłeś mnie do ludzi starszych i nieco dziwnych ludzi. Do opery chodzę od wielu lat w kręgu znajomych. A nasze grono na spektaklu zwykle liczy od 20 do 50 osób. Sami dziwacy, ze wszystkich branż. (Masz pozdrowienia od nich.) Omawianych przez Ciebie spektakli jeszcze nie widziałem, właśnie w związku z nową polityką Opera. Od wielu lat zamawiałem bilety na cały sezon (kilkanaście spektakli po 2-5 biletów, w sezonie kolo 100). Wykupowałem je stopniowo we wskazanych terminach przez cały sezon.
W tym roku zmieniono jednak zasady i zażądano wykupienia całej rezerwacji od razu. Teraz rozumiem, że po to, by się pozbyć starych dziwaków, a zdobyć nową widownię. Kupiłem więc bilety na 3 spektakle, bo w końcu jaki by ten repertuar był nie był, naprawdę rzadko jest na światowym poziomie. A w końcu za te pieniądze mogę pojechać tam, gdzie szanują starych dziwaków i jeszcze mają repertuar na dużo wyższym poziomie, bo ten buduje się długoletnią polityką.
Pozdrawiam
F
OK :) choć z racji różnicy wieku mam opory.
OdpowiedzUsuńNo cóż, trudno mi komentować poziom TW ON, bo nie mam porównania (nie jestem bywalcem the MET czy La Scali), ale z "Traviaty" (w obsadzie Kurzak, Dobber i włoski tenor, którego nazwiska nie pamiętam, a który zaśpiewał wszystko bardzo ładnie) wyszedłem zachwycony. We wcześniejszych przedstawieniach kulała właśnie obsada tenora (i Gueze, i Tołstoj nie dawali rady). Nie jestem ekspertem od śpiewu operowego, ale "Traviatę" akurat znam prawie na pamięć, i to z doskonałych wykonań. Inscenizacja, pomimo kilku tanich chwytów pod publiczkę ("maseraki" w niejasnej - poza reklamową - rolą, trochę golizny) - w sumie bardzo udana. Gorąco polecam, nawet w gorszej obsadzie warto obejrzeć i posłuchać.
A, bilety - ja kupuję przez Internet, ze strony TW.
Czytałem sobie różne materiały przez cały dzień, i teraz czytam TW ON. Jaki tajny współpracownik o pseudonimie On. A takie to skutki niektórych lektur, a o Wielkim zawsze mówiłem po prostu Wielki. I tak mi zostało...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam