środa, 25 lipca 2012

Środa, czyli dr House

Dzisiaj w natarciu głównie len - mam parę spraw do załatwienia na mieście, a wiadomo, że będzie ładnie i ciepło.

Generalnie nie przepadałem za lnem - głównie ze względu na gniotliwość. No cóż, trzeba się do tego przyzwyczaić. Zaletą lnu jest nie tylko przewiewność, ale i ładna, nieregularna faktura materiału, z różnymi supełkami, węzełkami itp. zgrubieniami. Len zmieszany z bawełną lub z wełną gniecie się o wiele mniej (w normie, znaczy się), zachowując przy tym swoją charakterystyczną strukturę. Len, podobnie jak i bawełna (ta ciasno tkana), jest niestety dość sztywny - dobre dopasowanie obniża komfort - tutaj wełna jest nie do pobicia.

Marynarkę pokazywałem już na blogu - zabrałem ją w zeszłym roku do Egiptu, gdzie zdała egzamin. Nabyłem ją specjalnie na tamten wyjazd (w komplecie ze stetoskopem), a potem leżała przez dłuższy czas bezużytecznie. W tym roku poddałem ją liftingowi (taliowanie, zaszycie nieużywanych kieszeni oraz wykonanie brustaszy - kieszonki na chusteczkę - marynarka posiadałą jedynie imitację) i noszę. W kategorii "marynarka na upalne lato" tego typu wdzianko plasuje się chyba na samym szczycie - nie ma w ogóle podszewki, jest luźno tkana (z bliska widać kolor koszuli), a w razie potrzeby wrzuca się do pralki. Nie ma metek, ale to prawie na 100% czysty len - z dodatkiem bawełny by się tak nie gniotła. Koszula jest również z czystego lnu, a spodnie zawierają dodatek bawełny.

Zamszowe driving mocs ładnie wyglądają, ale są mało praktyczne (zwłaszcza pięty szybko się brudzą podczas jazdy samochodem), a noszenie ich na gołą stopę jest średnio przyjemne - kleją się do stopy - i mało higieniczne. Nie rozumiem trendu do noszenia półbutów na gołą stopę, wszak to bez sensu.

Na koniec, króki komentarz do wczorajszego wpisu. Męskie sylwetki można podzielić z grubsza na 3 kategorie: V (plażowa - szeroko w barach, wąsko w tyłku), A (odwrotnie) oraz I (chudzielce - "patyki"). Każdy facet chciałby mieć "V", ale nie zawsze jest to możliwe. Chodzi o to, aby marynarka sylwetkę poprawiała, poszerzając optycznie w barkach i jednocześnie maksymalnie przylegając do bioder. Dla mnie jest to jedno z najważniejszych kryteriów przy ocenie marynarki (a np. liczba i rozstaw guzików przy rękawie to rzecz zupełnie drugorzędna). Wydaje mi się, że można to osiągnąć poprzez odpowiednie prowadzenie linii ramion (maksymalnie na zewnątrz), pewnie i przez wypełnienie i ukształtowanie ramion. Wczorajsza marynarka nie wygląda tutaj najlepiej - jest bardzo dopasowana w klatce i ramionach, szwy ramion są poprowadzone zbyt wąsko, za to na dole jest nieco luzu. Nakładane kieszenie przy grubszym materiale również powinny być traktowane w kategoriach sabotażu. W ramach ciekawostki mogę wspomnieć, że marynarka była taliowana - zatem na kogo był przeznaczony oryginalny krój?

3 komentarze:

  1. Ja nie chciałbym mieć sylwetki V. Jako ektomorfik czyli I, nie narzekam. Jak na chudzielca mam bardzo szerokie bary. Jak kiedyś chodziłem na siłownie to przytyłem 15 kg czystego mięśnia i naprawdę nieźle wyglądałem. Zaleta sylwetki I jest jedna, możesz się opychać śmieciowym jedzeniem i browarami (czego nie polecam), podczas tej procedury prawie nie tyjesz :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to i racja - człowiek zawsze chciałby to, czego nie ma :)

    OdpowiedzUsuń